Trzecia część przygód Wesołego Ryjka nakładem wydawnictwa Media Rodzina ujrzała już światło dzienne. Jak i poprzednie tytuły, tak i ten zimowy pochłonęłam "za jednym zamachem". A Ryjka poznałam już w 2010, kiedy to – jako wiecznie niewyspana mama – przeklinałam pełne radosnego świergotania poranki mojego dwulatka. Większość rodziców zna ten problem. Dwu-, trzy-, czteroletni domowy budzik nastawiony na zabawę w niedzielę o 6tej rano. Zabawne, śmieszne, rozbrajające? Tak, ale dopiero we wspomnieniach.
Bo tego
dnia – w tę konkretną niedzielę, chowamy się głęboko pod kołdrę (mając
nadzieję, że maluch nas nie zauważy?) i oddalibyśmy przysłowiowe królestwo za
jeszcze chociaż kwadrans błogiej ciszy. W takich chwilach nie ma czasu ani
ochoty na rozmyślanie czemu malec już nie śpi i co się dzieje w jego, wyspanej
już, głowie. Ja wreszcie to wiem. Tę bezcenną wiedzę zyskałam podczas lektury
przygód niesfornego, ale uroczego Wesołego Ryjka.
Przy pierwszym opowiadaniu uśmiałam się
szczerze. Przy drugim dotarło do mnie o ile piękniejsze mogłoby być życie
gdybyśmy my – dorośli tak go nie komplikowali. Przy trzeciej opowieści byłam
już w Wesołym Ryjku zakochana po uszy. A
opowiadań jest dziesięć… Każde z nich zakończone krótkimi wnioskami i
przemyśleniami kogoś, kto dopiero poznaje świat i dziwi się oraz zachwyca
najprostszymi jego elementami.
"Wesoły Ryjek" to lektura dla
dzieci i rodziców. Maluchy śledzą przygody bohatera z wypiekami na twarzy, a
dorośli uczą się od niego świeżego spojrzenia na prozaiczne, niezauważalne na
co dzień sprawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz