Taka sytuacja. Ciężki tydzień w pracy i po pracy. Piątek, godzina 21:00. Telefon. Radosne "będziemy jutro rano na kawie!". Wszyscy się przyzwyczaili, że u mnie zawsze domowe ciasto - nie mogę ich przyjąć przy słonych paluszkach! Po krótkim ataku paniki, następuje analiza sytuacji. Na szczęście w lodówce czekają dwie paczki ciasta francuskiego, a przecież od dawna chodziła za mną domowa napoleonka. Taka jaką kupowano mi w cukierni, gdy byłam mała. Kilka razy robiłam ciasto sama, ale takie gotowe sprawdza się równie dobrze, no i robi się w 20 minut.
Przepis na napoleonkę
Jeśli zdecydujecie się na zrobienie domowego ciasta, będziecie potrzebować:
25 dkg margaryny lub masła
2 szklanek mąki pszennej
szklankę kwaśnej śmietany (u mnie 18%)
Ze składników zagniatamy ciasto. Schładzamy minimum dwie godziny (można
nawet całą noc) w lodówce. Dzielimy na 2 części, każdą należy cienko rozwałkować
i wyłożyć na blachę z papierem do pieczenia. Pieczemy około 25 minut w
temperaturze 190-200 st. C.
Jeśli sięgacie po gotowe ciasto francuskie (ja preferuję to z Biedronki),
wystarczy dwie paczki ciasta rozwinąć i piec ok. 20 minut w temperaturze 180-190
st. C lub 160 st. C z termoobiegiem.
Masa kremowa – składniki:
3 szklanki mleka
szklanka cukru
cukier wanilinowy
4-5 jajek (w zależności od wielkości)
5 łyżek mąki ziemniaczanej
4 łyżki mąki pszennej
4 łyżki mąki pszennej
Gotujemy 2 szklanki mleka z cukrami. Trzecią szklankę miksujemy z jajkami
oraz mąką ziemniaczaną i pszenną. Masę wlewamy na gotujące się mleko bardzo
energicznie mieszając.
Uwaga – będzie przywierać! Gdy masa będzie miała konsystencję gęstego budyniu, można ją jeszcze chwilę pomiksować (by usunąć ewentualne grudki), a potem wlać na jedno ciasto, przykrywając drugim (można docisnąć).
Uwaga – będzie przywierać! Gdy masa będzie miała konsystencję gęstego budyniu, można ją jeszcze chwilę pomiksować (by usunąć ewentualne grudki), a potem wlać na jedno ciasto, przykrywając drugim (można docisnąć).
Potem cukier puder na wierzch i bomba kaloryczna w postaci napoleonki
gotowa.
Najlepiej smakuje następnego dnia, gdy ciasto zmięknie od budyniu.
Będzie się kruszyć, używajcie noża z piłką.
Zaręczam – żaden gość nie wyjdzie rozczarowany:)
Zapraszam także do lektury postu: Domowe ptysie na jesienną chandrę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz