Znowu słodkości. Ale usprawiedliwione! Od pięciu lat zbierałam siły i
odwagę, by zrobić andrzejkowe pączki. Wreszcie nadszedł sądny dzień. Co
prawda dwa tygodnie po Andrzejkach, ale lepiej późno niż wcale. Tym razem nie
przygotowywałam się całymi tygodniami, nie nastawiałam, nie czytałam porad i
komentarzy dotyczących tej sztuki cukierniczej. Po prostu je zrobiłam. I co się
okazało? To nie takie trudne! I bardzo, bardzo smaczne.
Posiłkowałam się jakimś przepisem wyciętym z gazety jeszcze w czasach, gdy nikt nie słyszał o kulinarnych blogach. Musiałam zwiększyć ilość mąki, bo ciasto nie chciało stać się zgrabną kulką, czego efektem było ok. 50 średniej wielkości pączków. Na pierwszy raz proponuję więc połowę podanej porcji :)
Posiłkowałam się jakimś przepisem wyciętym z gazety jeszcze w czasach, gdy nikt nie słyszał o kulinarnych blogach. Musiałam zwiększyć ilość mąki, bo ciasto nie chciało stać się zgrabną kulką, czego efektem było ok. 50 średniej wielkości pączków. Na pierwszy raz proponuję więc połowę podanej porcji :)
Do przygotowania domowych pączków potrzebne będzie:
- 1,5 kg mąki
- 10 dkg drożdży
- dwie szklanki mleka
- 6 żółtek + 1 całe jajko
- ok. pół szklanki cukru
- cukier wanilinowy
- 5 łyżek oleju
- kieliszek (0,25) spirytusu (u mnie wódka)
- konfitura do nadziewania
- olej do smażenia
- cukier puder do obsypywania
Drożdże kruszymy, dodajemy 1 łyżkę mąki, 2 łyżeczki cukru i zalewamy
ciepłym mlekiem. Wymieszane i przykryte ściereczką odstawiamy w ciepły kąt na
pół godziny.
Do podrośniętej masy dodajemy jajko, sól, olej, alkohol i resztę
cukru. Znów mieszamy, a potem – ciągle mieszając – dosypujemy stopniowo mąkę i
dorzucamy żółtka. Gdy z ciasta da się już uformować kulę, znów dajemy mu pół
godziny na wyrośnięcie w ciepłym miejscu.
Potem rozdzielamy na mniejsze porcje, wałkujemy (można stolnicę posypać
mąką – ciasto nie będzie się kleić) na grubość 1-1,5 cm i wycinamy krążki. Ja
robiłam to szklanką.
I teraz uwaga: pączki w takiej krążkowej formie można
zostawić kwadrans do wyrośnięcia, a potem usmażyć i dopiero po usmażeniu
naszprycować konfiturą. To na pewno szybszy i łatwiejszy sposób. Jednak moja
babcia smażyła kulki z nadzieniem w środku, więc postanowiłam iść za głosem
tej tradycji. Na krążki nakładałam odrobinę nadzienia (mniej niż pół łyżeczki) i formowałam, mniej lub bardziej zgrabne, kulki. Dopiero w takiej postaci
odstawiałam je znów w ciepłe miejsce, by wyrosły.
Po kwadransie wyrastania, wrzucałam je na
rozgrzany olej. Ja smażyłam pączki we frytownicy, ale sprawdzi się także wyższy
garnek. Im wyższa temperatura oleju, tym lepiej (u mnie 175 stopni).
Pączki rumienią się dość szybko, wtedy trzeba pomóc im zrobić fikołka, by
usmażyły się także po drugiej stronie. Wyjmowałam je na ręcznik papierowy, który
dobrze wchłania pozostałości tłuszczu i zaraz po obeschnięciu, obtaczałam w
cukrze pudrze.
Można też przygotować domowy lukier: sok z połowy cytryny i
cukier puder (dużo!) mieszamy aż do uzyskania białej masy. Cytrynę można zastąpić cytrynę białkiem jajka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz